wtorek, 1 września 2015

I tak oto skończyły się i moje wakacje. Cezar nie dał się przekonać, że  możemy przecież swobodnie zaliczyć się do kategorii student i twórczo poleniuchować jeszcze jeden miesiąc. No, choćby  2 tygodnie jak to niegdyś bywało na WAT, gdzie rok akademicki rozpoczynał się, nie wiedzieć dlaczego, w połowie września, a niektórzy zwani  naukowcami,  musieli pojawić się w uczelni już z dniem 1 września, aby przystąpić do zaliczenia niezaliczonych egzaminów z sesji letniej. Co ciekawe, jak fama głosi, jeszcze nikt i nigdy w historii uczelni nie „zaliczył” w tym okresie egzaminu poprawkowego. Wiadomo, wrześniowa Warszawa jest piękna i kusząca wieloma atrakcjami, o czym sam miałem okazję się przekonać.
Foto: Natalia
Ale wracając do rzeczywistości, to miałem plan, aby z Cezarym  powspominać mijające lato, spotkania zaskakujące i niezwykle przyjemne, spotkania nie zaskakujące , ale równie przyjemne, a  wszystkie  w pięknych okolicznościach przyrody. Powspominać Mambę owczarka, jak by nie było kaukaskiego, co chyba nie jest bez znaczenia.
Cóż,  Cezar miał jednak inny pomysł na temat popołudniowych rozważań, a bezpośrednia inspiracja był artykuł w gazetowej gazecie. Ale nie tylko. Otóż mój osobisty pies zwąchał się z bliżej nieznanym mi psami w dość niejednoznacznych okolicznościach. I właśnie dziś  postanowił  zakomunikować mi, że ma dla mnie zamiast tradycyjnego ciasteczka do niemniej tradycyjnej herbatki, rewelację na miarę ……..i tu właściwie skończyła mu się miara , a zaczęło się ciasteczko. Przegryzł, popił, odchrząknął i dość konfidencjonalnym głosem oznajmił, a właściwie zadał mi pytanie „Czy wiesz, że niejaki Adam,  autor pierwszego, całkowicie prywatnego, legalnie nielegalnego podsłuchu w odnowionej Rzeczypospolitej, którym to podsłuchem długo zajmowała się spec komisja sejmowa, której to obrady uruchomiły lawinę dziwnych, zabawnych (nie dla wszystkich), szkodliwych (dla wszystkich) karier politycznych, a zdetronizowały na dłuższe lata tzw. lewicę (choć poległ niejaki Lew), ten to autor piórkiem swoich towarzyszy ogłosił, że istnieją kompletnie nielegalne zapisy rozmów, które prowadzone były w prywatnej siedzibie państwowego premiera Donalda ? ”
Zdanie jakie Cezar wygłosił jest dość długie i wielokrotnie złożone, ale problem też nie jest krótki , a  (ro)złożony chyba bardziej.  
Spojrzałem na Cezara z zaciekawieniem, albowiem wiedziałem, że nie chodzi mu w tym wypadku o o moją odpowiedź, bo ją oczywiście znał.  I nie pomyliłem się. Cezar siorbnął łyczek kawy, wytarł pysk poświąteczną serwetką z nadrukiem choinki z bąbkami, mocniej wtulił się w fotel i zadał pytanie następne „ A czy wiesz, kto i na czyje polecenie nagrywał na Parkowej w domu premierostwa ?”  
No, ludzie Adama twierdzą , że to służby, bo właśnie  ich „nielegalni, sprzedajni, paskudni” funkcjonariusze ogłaszają okolicznościową wyprzedaż tych nagrań w Wiedniu .  
I tu cię mam, panie profesorze, rzekł Cezar ( a zwraca się do mnie w ten sposób niezwykle rzadko). Według znanych  mi psów  –  kontynuował Cezar -  różnej maści (czytaj: służb różnych), nagrania były całkowicie legalne choć nielegalne , sprzęt do nagrywania jak najbardziej należał do legalnej służby i założono go na polecenie legalnego gospodarza domu. Jak przeanalizujesz choćby pobieżnie historię dojścia Tuska do władzy (ważny epizod „nocnego przewrotu i usunięcia Premiera Olszewskiego) i  jej sprawowania (czystki wśród „przyjaciół- założycieli”, utrącanie zbyt dobrych, faworyzowanie lokai i miernot intelektualnych) , to znajdziesz nie tylko odniesienie do postępowania „wybitnych osobistości czasu terroru socjal-komunistycznego, że ich nazwisk nie przywołam”, ale także do nauk Adama.  I n f o r m a c j a, kto ją posiada  i potrafi z niej korzystać, ten ma wiedzę i władzę.
Przyznam, że  teza Cezara jest dość spójna. Przecież wielu, dość jak się wydawało mocno politycznie i towarzysko osadzonych postaci, nagle zmuszonych było odejść w czeluść zapomnienia, zejść z „wilczych  oczu” Donalda, by  zadowolić się jakąś synekurą. 
Cezar oczywiście zareagował na wyraz „wilczych”, więc spojrzałem mu w oczy. Są głębokie i bursztynowe,  Bo widzisz Cezar, to jest jednak kwestia osobowości i charakteru.
Podzielam zatem zdanie Cezara i jego znajomych psów, że niezwykle prawdopodobne jest, że naczelny kamerdyner Europy nagrał się SAM. Przecież to oczywiste, tak przynajmniej twierdzi Cezar, że Donald  od momentu zamieszkania przy ul. Parkowej, czyli w służbowym mieszkaniu pierwszego ministra RP, uruchomił lokalne studio nagrań, które tak na wszelki wypadek miało zapewnić mu bezpieczeństwo i ciągłość władzy. Do dnia dzisiejszego po komnatach Parkowej wieczorową porą , przechadza się cień (widmo, duch jakowyś, mara ?) pewnego Grasia, publicznie znanego z zamiłowania do stróżowania w niemieckim domu, ale także  do k o o r d y n o w a n i a   służb. No,  to chyba nieźle skoordynował, tylko zapomniał, że zawsze znajdzie się zestaw „mały kopiareczek” i  tak na wszelki wypadek ktoś zostawi sobie kluczyk do przyszłości.   
Cezar spojrzał na mnie i stwierdził z pełnym przekonaniem i poniekąd wyrzutem „ ONI  nawet filmu „Psy” nie oglądali ” A powinni.  I podał  mi fotkę Mamby, żeby jednak coś ze wspomnień wakacyjnych się ostało.
A ja na jeszcze jedną chwilę rozmarzyłem się i pomyślałem, żeby tak usłyszeć, jak Donald z Angelą na Parkowej , siedząc pod choinką, trzymając się za ręce, śpiewają kolędy w narodowym języku, choć nie koniecznie w naszym. Tylko , czy taśma to wytrzyma ?