poniedziałek, 4 stycznia 2016

kopać, czy nie kopać, a jeśli tak, to kiedy ?

kopać, czy nie kopać  ?” - oto jest  pytanie, które zadał mi Cezar, gdy w refleksyjnym nastroju końca mijającego  2015 roku znalazłem chwilę na osobistą zadumę (przynajmniej tak mi się wydawało).  Czułem, że owczarek coś knuje, bo już od samego poranka pogwizdywał znane, westernowe motywy Ennio Morricone, a to  zazwyczaj nic dobrego nie wróży.
Ale Cezar z pełnym uśmiechem na twarzy (mordzie ?) nie odpuszczał i kontynuował pytanie - „a jeśli  kopać , to kiedy i czy wypada leżącego ?”
I tu mnie dopadły poważne obawy, czy Cezar nadal  hamletyzując  nie wyciągnie za chwilę jakiejś czaszki Yoricka lub choćby yorka sąsiadki z naprzeciwka. Musiałem mieć dość nieszczególny wyraz na twarzy, bo  Cezar szybko i płynnie przeszedł do uzasadnienia owego pytania  - „bo widzisz, wielu beneficjentów polityki  byłej PO  głośno protestuje przeciwko „oglądaniu się wstecz”  i próbom „rozliczeń” . Co więcej, POtuskowcy są skłonni (zaiste, prawdziwi dobrodzieje !) przeprosić za być może popełnione błędy , ale z chwilą tą ma nastąpić moralna ( i nie tylko !) abolicja, czyli chcą zastosować wariant kiedyś przerobiony przez ich prominentnego działacza i ministra, któremu udowodniono współpracę z SB”.

Stara, dobra , michnikowska szkoła przetrwania, bez władzy – aż do odzyskania  władzy.
 Widzisz Cezarze, pamiętam, że pod koniec lat 80-tych Jan Pietrzak w jednym z kabaretowych monologów zastanawiał się  „czy i kiedy (ich) kopać, tą  odchodzącą, powszechnie nielubioną  władzę spod szyldu PZPR  ?”. I wtedy uczone  gremia , a brylowała tu „grupa redaktora Michnika”, nawoływały do odstąpienia od „rozliczeń ”, a w domniemaniu od zemsty. Tak też się stało, co historia ostatnich 25 lat potwierdziła, choćby na przykładzie losów kilku ówczesnych generałów i pierwszych (a może i drugich ?) sekretarzy. Osobiście mam poważną wątpliwość, czy ta „filozofia” dobrze przysłużyła się narodowi , a pewne jest że nie wszystkim , a nawet zaryzykuję, że nie większości.
I tu Cezarze pewna analogia do „rządów PO” , które będą chwalone przez tych, którym się powiodło, niezależnie od tego, czy sami na to zapracowali, czy sprawił to przypadek , czy nieprzypadkowe znajomości. To oczywiste, ze dla nich „władza” jest tym lepsza, im jest jej mniej i jest słabsza.
 Ale pozostaje znacząca część społeczeństwa, która z różnych powodów pozostała „w tyle”, która często niezależnie od własnych zasług miota się na krawędzi  beznadziei i ubóstwa, z niekłamaną zazdrością spoglądając na  tych „drugich, lepszych”. Trudno się dziwić, że wołają o sprawiedliwość taką, jaką rozumieją, wołają o podmiotowość i sprawiedliwe szanse.
To jak, kopać czy nie i ewentualnie kiedy ?  Jestem za opcją „KOPAĆ I TO TERAZ”. Aczkolwiek „kopiący”  pamiętać powinni, że wkrótce to oni mogą być w roli „kopanych”, w czym upatruję szanse dla ogółu społeczności.
Bowiem najgorszą opcją jaką mogą nam zafundować POLITYCY jest swoiste   „status quo” , którzy z praktyki odstąpienia  od egzekwowania odpowiedzialności  od „poprzedników” uczynili cnotę, prowadząc do relatywizacji wartości słów, znaczenia programów i obietnic wyborczych, traktując tym samym SPOŁECZEŃSTWO jak stado baranów wyborczych -  za co wszystkie barany należy przeprosić.   
Cezar jakby  nieco spoważniał i nieśmiało zapytał – „to teraz jesteśmy z PiS-u ?”. 
Nie wiedziałem, czy śmiać się , czy płakać. Wiedziałem, że wielkim „osiągnięciem” rządzących Polską polityków jest totalna polaryzacja społeczeństwa, że z trudem przebija się umiejętność swobodnego rozumowania. Że dla większości oczywiste jest, że jeśli krytycznie mówisz o PO , to na pewno jesteś z PiS , i odwrotnie. Nie ma miejsca na  NIEZALEŻNOŚĆ, na własną, nieskrępowaną ocenę rzeczywistości. Ale żeby mój pies ?

Nie Cezarku, nie jesteśmy ani z PiS, ani z PO . Należymy  do partii,  której jeszcze nikt nie założył, której nie ma i prawdopodobnie  nie będzie. Partii rozumu.

niedziela, 15 listopada 2015

"nie pytaj, komu bije dzwon ?.........."

         Pierwsze oznaki niepokoju u Cezara wystąpiły  wieczorem 13.11.br. Biegał po kanałach TV z góry na dół i odwrotnie. W końcu zatrzymał się na kanałach sportowych, a najdłużej obserwował mecz Francuzów z Niemcami w Paryżu. Sądziłem, że tu chodzi o pewnego rodzaju więź emocjonalną, w końcu Cezar jest niemieckim owczarkiem….
Ale rano wiedzieliśmy już wszystko. W TV niezliczona ilość komentatorów, znawców , ekspertów, podekscytowanych dziennikarzy. Tragiczne informacje o wydarzeniach z Paryża zdominowały wszystkie stacje publicystyczne. Prawdą jednak jest, że dwa dni wcześniej bo 12.11.br. miał miejsce równie tragiczny zamach terrorystyczny w Bejrucie, w którym zginęło 42 osób, a rannych zostało ok. 240, ale ponieważ to miało miejsce daleko, hen daleko, w miejscu mało istotnym ( jak się niektórym wydaje), zainteresowania w „naszych” mediach większego nie wzbudziło. Nikt w Polsce, w Europie  nie pobiegł pod ambasadę/konsulat Libanu, nikt nie zapalił zniczy, nie położył kwiatów.  Nie było też tłumu „nadwornych ekspertów”, czy cwaniaczków, którzy z „opowiadania” o terroryzmie zrobili sobie źródło utrzymania, a którzy na telefon zaprzyjaźnionego dziennikarza są skłonni wypowiedzieć się na każdy temat, choćby głupio i bez sensu.I co ciekawe, czasem wraz ze stopniem naukowym proporcjonalnie rośnie wielkość wygłaszanych bzdur.  
 Ale „atak na Paryż” jest tragedią i bardzo mnie dotyczy, tak samo jak atak na targowisko w Bejrucie, albowiem, jak mówił poeta „śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, przeto nigdy nie pytaj komu bije dzwon, bije on Tobie”.
I tu Cezar zrobił „wielkie oczy” , dodam -  „wilcze oczy”, bo nie mógł zaskoczyć, o jakim dzwonie rzecz cała jest. No to zrobiłem mu wykład, którego wam zaoszczędzę.

 
 Ale  nie mam zamiaru przy tej okazji „oszczędzić” służb, instytucji i urzędników Rzeczypospolitej, którzy z mocy Konstytucji lub mianowania, są odpowiedzialni za BEZPIECZEŃSTWO NARODOWE. Niektórzy z Was wiedzą, a nawet niektórzy pukali się w głowę (choć tylko swoją), że od pewnego czasu prowadzę małą, prywatną wojnę z Ministrem Obrony Narodowej i Szefem BBN. A  rzecz dotyczy potencjalnych źródeł i miejsc ataków terrorystycznych (tudzież dywersyjnych !) , które są prowokowane poprzez błędy i zaniechania popełniane na co najmniej dwóch inwestycjach MON. O ww. wadach w budowie tzw. infrastruktury krytycznej powiadomiłem MON i BBN,  wskazałem i uzasadniłem swoją opinię oraz określiłem niebezpieczeństwo następstw ewentualnych ataków na te instalacje. Wskazałem zgodnie z moją wiedzą i praktyką na  konieczność zmian projektowych i organizacyjnych. Informacji nie personalizowałem, nie wskazywałem winnych uznając, że nie jest to moja rola.       A jaka była reakcja ze strony ww. instytucji ?
Dobrze że Cezar podał mi szklankę zimnej wody do popicia, bo już się zagrzałem nadmiernie……….
        Otóż, w efekcie kilkumiesięcznej korespondencji uzyskałem kilka podziękowań z MON za „troskliwość” (pułkownik), za „szczytną inicjatywę” (dyplomowany pułkownik), a dodatkiem były kłamstewka i dezinformacja (generał dywizji, dyplomowany pułkownik, podsekretarz stanu w MON). którymi można „zbajerować” wyłącznie tych, którzy nie mają podstawowej wiedzy z zakresu prawa budowlanego czy przepisów o ochronie obiektów i instalacji wojskowych.
       Jak mówi Cezar – łapy opadają, gdy w ostatniej korespondencji pewien pułkownik dyplomowany stwierdził (oczywiście sarkastycznie dziękując mi za „okazaną troskę” ), że „zaawansowanie robót na budowie ….  wynosi ok. 60%”  , z czego ma ponoć wynikać fakt, że dalsze zajmowanie się problemem jest niezasadne.
      A Cezar mówi, że chyba trzeba być naprawdę z -  DYPLOMOWANYM, aby nie rozumieć, że te 60% błędnie wykonanej roboty prowadzi wyłącznie do wybudowania obiektu w 100 % obciążonego błędem.  No, tak przynajmniej sądzi przeciętny (choć nie za bardzo)  owczarek bez dyplomu.
Dodam też , że w żadnym elemencie korespondencji dotyczącym zadania 2BN 15001 (inwestor Zakład Inwestycji Traktatu Północnoatlantyckiego w Warszawie) i zadania 12638 (inwestor Rejonowy Zarząd Infrastruktury w Gdyni) owi , wysocy (stanowiskiem !) urzędnicy w mundurach NIE ZAKWESTIONOWALI MERYTORYCZNIE mojej opinii, ale też NIESTETY nie podjęli żadnych czynności i działań naprawczych. Wskazując na oczywistą bierność i niekompetencję „naraziłem się” urzędującym tam oficerom MON i BBN, choć celem moim było  ich pobudzenie i „zmuszenie ” do DZIAŁANIA.  Ale „skóra” okazała się być zbyt gruba, a „rozumek ” dość nieobecny. Choć przyznać muszę, że SKW (czyli kontrwywiad wojskowy) nieco tematem się zainteresował, ale nie wiem, czy wystarczająco.  
     Cezar  pokręcił głową, a może ogonem ? , spojrzał mi w oczy (co dla psów jest dość nietypowe) i zadał pytanie (które już znałem ?) – „i po co te wszystkie  Twoje działania, informacje, zapytania, odpowiedzi, korespondencja, opinie ? po co cały ten rwetes, nerwy, oczekiwania, niespełnione nadzieje, a w końcu naiwność   ? ”
- No cóż Cezarku, przyznaję, bilans moich osiągnięć w tym zakresie nie jest imponujący.  Cel nie został osiągnięty, bowiem budowle nadal pieczołowicie wznoszone przez MON są ciągle łatwym celem dla potencjalnego ataku terrorystycznego lub dywersyjnego. U niektórych zyskałem też opinię mało pochlebną opinię „rozrabiacza” (delikatnie to nazywając), a co niektórzy uznając mnie za „niebezpiecznego” wykasowali numer mojego telefonu ze swoich ślicznych  smartfonów. Także dla równowagi powiem, że są i tacy, którzy pozytywnie, choć z ukrycia mi „kibicują”.
Jestem podpułkownikiem w rezerwie, a pracując na swój oficerski stopień wiele się nauczyłem, nie widzę żadnego powodu, aby z tej wiedzy nie korzystać tylko dlatego, że zajmuję się dziś inną profesją. Wyznaje zasadę, że  oficerem się  jest, a nie bywa i że nie ma co chować „głowy w piasek”. Byłem i jestem gotów spokojnie spojrzeć w oczy tym generałom, pułkownikom i dyplomowanym też, bo to nie ja sprzeniewierzam się honorowi i powierzonej misji. Jestem przekonany, że niemal codziennie „sztabowcom i administratorom” wojskowym należy  przypominać, że służba to nie tylko udział w paradach i rautach u boku prominentnych polityków. Że w kalendarzu są oprócz 15 sierpnia czy 11 listopada także inne dni. Naszym zaś prawem i obowiązkiem, czymś normalnym i właściwym jest reagowanie na wszelkie błędne i patologiczne zachowania urzędników, nawet jeśli tak nam się tylko wydaje, nawet gdy nie jesteśmy tego w 100 % pewni.
     Warknięcie Cezara  przypomniało mi o problemie nieustającego i obiektywnie niesprawiedliwego „wartościowania” ofiar śmierci , zjawiska którego obaj ( i mam nadzieję, że nie tylko) nie akceptujemy, a któremu tak hołdują media. Bowiem nie ma żadnej różnicy, czy z rąk terrorysty ginie ktoś w samolocie, na sali koncertowej czy na targowisku.
To jest takie proste, że aż tak trudne.  


niedziela, 8 listopada 2015

nazywam się Bond, Beata S-Bond.....

    Obudziłem się z łapą Cezara na nosie (nie w nosie, tylko na …). Nieco zaspany usłyszałem ciche, aczkolwiek natarczywe wezwania „obudź się, obudź się, nowe nadchodzi, jutrzenka wolności….” Cezar - mówię, czy ty litości nie znasz, budzisz mnie w środku nocy nad ranem , a na dodatek bredzisz coś jak w gorączce ?
- Po pierwsze, zabieraj łapę z mojego nosa, bo to jest mój nos i tylko mój, a po drugie, to się pytam, gdzie poranna kawa ? Chyba zbyt dobrze masz na moim , pańskim utrzymaniu i o obowiązkach zapominasz ?
Wiedziałem, to u Cezara zawsze zadziała, podwinął ogon i pomaszerował do kuchni. Po chwili dom napełnił się zapachem świeżo zmielonej kawy, co w połączeniu z zapachem równie świeżej pasty do zębów tworzy właściwy klimat do rozmyślań i zadumy.
Mocno już udobruchany zaprosiłem Cezara do rozmowy, a nawet  zaproponowałem mu chwilowo wolne miejsce w fotelu.
- To o jakim „nowym” byłeś łaskaw mnie informować drogi Cezarze ? (prawie jak Sherlock do Watsona )
Cezar poprawił swoja pozycję - ja, pan fotela – i  bez zmrużenia okiem wyrecytował „ nowy prezydent, nowy rząd, nowy premier, nowy gabinet premiera, a i posłowie będą jak nowi”.
- Mówisz Cezar, że prezydent jest „nowy” ? Bez wątpienia wyglądem nie przypomina Komorowskiego Bronisława, ale zachowania ma już nie tak bardzo go odróżniające od poprzednika. Krótki staż na fotelu, ale kilka sygnałów zdążył już wysłać, nie całkiem mi się podobających. A to nocne spotkania z Jarosławem, a to wielce symboliczna niechęć do spotkania z urzędującym premierem (jakby tu nie o Polskę chodziło !), a to poligonowe przebieranki z żołnierzami i ryngrafami. Są i pierwsze sygnały niekompetencji ludzi, którym powierzył istotne funkcje, zwłaszcza w BBN i Kancelarii, czego medialnym dowodem jest choćby termin I posiedzenia Sejmu RP zbieżny z dniem tzw. szczytu na Malcie. Jak mówi filozof „ popełniać błąd rzecz ludzka, ale trwać w błędzie to głupota”, a i o braku odwagi można by słów kilka powiedzieć.
Mowa ciała Cezara wskazywała na  utratę pewności, ale zaryzykował – a nowy premier ?
Widzisz Cezar, tu też mamy problem i to nie dlatego, że do końca nie wiemy,  kto nim będzie.  Ale zakładając, że będzie to Pani Beata, to wyraźnie zalicza pierwsze, może nie tylko , wizerunkowe wpadki. 

Bowiem uszami wyobraźni słyszę mało oryginalne, ale wyraźne:
 „ nazywam się Bond,    Beata  S-Bond”. Powiem krótko, jakiś MATOŁ podpowiedział Pani Prezes, aby skorzystała z darmowego biletu na premierowy pokaz najnowszej wersji osławionego szpiega MI6 i przerwała w ten sposób „pracowicie i pieczołowicie formułowanie rządu dla dobra umęczonego  POwyborami narodu”. W tym drobnym, pozornie mało znaczącym dla procesu przejmowania przez PIS pełni władzy w Polsce epizodzie, zamanifestowała się znana prawda, że historia niczego niektórych nie uczy, a już na pewno nie tych, którzy władzę posiedli.
Cezar spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a może z ukrywanym podziwem. A dla podtrzymania konwersacji rzucił mimochodem – a tak właściwie, o co ci chodzi ?
- Widzisz Cezary, jak się już dostąpiło zaszczytu brylowania na świeczniku politycznym, to każdy gest staje się „interpretowalny”. Czym więc był (nagłośniony medialnie) udział "premierowej kandydatki" w premierowym pokazie ?
Po pierwsze – brutalnym udziałem w REKLAMIE  komercyjnego, zagranicznego filmu o brytyjskim szpiegu;
Po drugie – wyrazem lekceważenia SPOŁECZEŃSTWA, któremu Pani Beata chce służyć (jak głosiła podczas kampanii wyborczej) poprzez opóźnianie procesu formowania rządu, choćby nawet fizycznie to „wyjście do kina” nie miało żadnego znaczenia;
Po trzecie – zastanawiające "przyjęcie zaproszenia” przez brytyjską ambasadę w tak „gorącym” politycznie i społecznie momencie. Ciekaw jestem, czy niejaki D. Cameron w analogicznym momencie dziejów Wspólnoty Brytyjskiej „skoczyłby do kina”  np. na polski  film „Służby specjalne” ? Oj, mam wątpliwości.
Cezar powolutku, ale zdecydowanie i skutecznie zsuwał się z fotela. Widać, że ma dużo do przemyślenia, a najlepszym do tego miejscem jest jego własny, duży i wygodny kojec.
Cezar jest inteligentnym owczarkiem krótkowłosym i jak widać,  z pewnością rozumie, gdzie jest jego miejsce. Tego i innym życzę. A o posłach porozmawiamy innym razem, bo jest nie tyle o KIM, ale o CZYM.


wtorek, 1 września 2015

I tak oto skończyły się i moje wakacje. Cezar nie dał się przekonać, że  możemy przecież swobodnie zaliczyć się do kategorii student i twórczo poleniuchować jeszcze jeden miesiąc. No, choćby  2 tygodnie jak to niegdyś bywało na WAT, gdzie rok akademicki rozpoczynał się, nie wiedzieć dlaczego, w połowie września, a niektórzy zwani  naukowcami,  musieli pojawić się w uczelni już z dniem 1 września, aby przystąpić do zaliczenia niezaliczonych egzaminów z sesji letniej. Co ciekawe, jak fama głosi, jeszcze nikt i nigdy w historii uczelni nie „zaliczył” w tym okresie egzaminu poprawkowego. Wiadomo, wrześniowa Warszawa jest piękna i kusząca wieloma atrakcjami, o czym sam miałem okazję się przekonać.
Foto: Natalia
Ale wracając do rzeczywistości, to miałem plan, aby z Cezarym  powspominać mijające lato, spotkania zaskakujące i niezwykle przyjemne, spotkania nie zaskakujące , ale równie przyjemne, a  wszystkie  w pięknych okolicznościach przyrody. Powspominać Mambę owczarka, jak by nie było kaukaskiego, co chyba nie jest bez znaczenia.
Cóż,  Cezar miał jednak inny pomysł na temat popołudniowych rozważań, a bezpośrednia inspiracja był artykuł w gazetowej gazecie. Ale nie tylko. Otóż mój osobisty pies zwąchał się z bliżej nieznanym mi psami w dość niejednoznacznych okolicznościach. I właśnie dziś  postanowił  zakomunikować mi, że ma dla mnie zamiast tradycyjnego ciasteczka do niemniej tradycyjnej herbatki, rewelację na miarę ……..i tu właściwie skończyła mu się miara , a zaczęło się ciasteczko. Przegryzł, popił, odchrząknął i dość konfidencjonalnym głosem oznajmił, a właściwie zadał mi pytanie „Czy wiesz, że niejaki Adam,  autor pierwszego, całkowicie prywatnego, legalnie nielegalnego podsłuchu w odnowionej Rzeczypospolitej, którym to podsłuchem długo zajmowała się spec komisja sejmowa, której to obrady uruchomiły lawinę dziwnych, zabawnych (nie dla wszystkich), szkodliwych (dla wszystkich) karier politycznych, a zdetronizowały na dłuższe lata tzw. lewicę (choć poległ niejaki Lew), ten to autor piórkiem swoich towarzyszy ogłosił, że istnieją kompletnie nielegalne zapisy rozmów, które prowadzone były w prywatnej siedzibie państwowego premiera Donalda ? ”
Zdanie jakie Cezar wygłosił jest dość długie i wielokrotnie złożone, ale problem też nie jest krótki , a  (ro)złożony chyba bardziej.  
Spojrzałem na Cezara z zaciekawieniem, albowiem wiedziałem, że nie chodzi mu w tym wypadku o o moją odpowiedź, bo ją oczywiście znał.  I nie pomyliłem się. Cezar siorbnął łyczek kawy, wytarł pysk poświąteczną serwetką z nadrukiem choinki z bąbkami, mocniej wtulił się w fotel i zadał pytanie następne „ A czy wiesz, kto i na czyje polecenie nagrywał na Parkowej w domu premierostwa ?”  
No, ludzie Adama twierdzą , że to służby, bo właśnie  ich „nielegalni, sprzedajni, paskudni” funkcjonariusze ogłaszają okolicznościową wyprzedaż tych nagrań w Wiedniu .  
I tu cię mam, panie profesorze, rzekł Cezar ( a zwraca się do mnie w ten sposób niezwykle rzadko). Według znanych  mi psów  –  kontynuował Cezar -  różnej maści (czytaj: służb różnych), nagrania były całkowicie legalne choć nielegalne , sprzęt do nagrywania jak najbardziej należał do legalnej służby i założono go na polecenie legalnego gospodarza domu. Jak przeanalizujesz choćby pobieżnie historię dojścia Tuska do władzy (ważny epizod „nocnego przewrotu i usunięcia Premiera Olszewskiego) i  jej sprawowania (czystki wśród „przyjaciół- założycieli”, utrącanie zbyt dobrych, faworyzowanie lokai i miernot intelektualnych) , to znajdziesz nie tylko odniesienie do postępowania „wybitnych osobistości czasu terroru socjal-komunistycznego, że ich nazwisk nie przywołam”, ale także do nauk Adama.  I n f o r m a c j a, kto ją posiada  i potrafi z niej korzystać, ten ma wiedzę i władzę.
Przyznam, że  teza Cezara jest dość spójna. Przecież wielu, dość jak się wydawało mocno politycznie i towarzysko osadzonych postaci, nagle zmuszonych było odejść w czeluść zapomnienia, zejść z „wilczych  oczu” Donalda, by  zadowolić się jakąś synekurą. 
Cezar oczywiście zareagował na wyraz „wilczych”, więc spojrzałem mu w oczy. Są głębokie i bursztynowe,  Bo widzisz Cezar, to jest jednak kwestia osobowości i charakteru.
Podzielam zatem zdanie Cezara i jego znajomych psów, że niezwykle prawdopodobne jest, że naczelny kamerdyner Europy nagrał się SAM. Przecież to oczywiste, tak przynajmniej twierdzi Cezar, że Donald  od momentu zamieszkania przy ul. Parkowej, czyli w służbowym mieszkaniu pierwszego ministra RP, uruchomił lokalne studio nagrań, które tak na wszelki wypadek miało zapewnić mu bezpieczeństwo i ciągłość władzy. Do dnia dzisiejszego po komnatach Parkowej wieczorową porą , przechadza się cień (widmo, duch jakowyś, mara ?) pewnego Grasia, publicznie znanego z zamiłowania do stróżowania w niemieckim domu, ale także  do k o o r d y n o w a n i a   służb. No,  to chyba nieźle skoordynował, tylko zapomniał, że zawsze znajdzie się zestaw „mały kopiareczek” i  tak na wszelki wypadek ktoś zostawi sobie kluczyk do przyszłości.   
Cezar spojrzał na mnie i stwierdził z pełnym przekonaniem i poniekąd wyrzutem „ ONI  nawet filmu „Psy” nie oglądali ” A powinni.  I podał  mi fotkę Mamby, żeby jednak coś ze wspomnień wakacyjnych się ostało.
A ja na jeszcze jedną chwilę rozmarzyłem się i pomyślałem, żeby tak usłyszeć, jak Donald z Angelą na Parkowej , siedząc pod choinką, trzymając się za ręce, śpiewają kolędy w narodowym języku, choć nie koniecznie w naszym. Tylko , czy taśma to wytrzyma ?

sobota, 20 czerwca 2015

....ciąg dalszy pudła przed Trybunałem St....

       Tym razem miało być nieco weselej i bardziej optymistycznie. Cezar obiecał, że nie będzie taki „sztywny i na serio” , że okaże naturalny, wrodzony luz i dystans do problemów i rzeczy otaczającego świata. Ale życie niezależnie od naszych większych lub mniejszych zasług i marzeń przynosi nam najróżniejsze niespodzianki, nie zawsze oczekiwane i sympatyczne.
 Niestety, także tym razem okazało się, że informacja TVP Info z dnia 18.06.br. spowodowała, że nie jest nam „śmiesznie”, ale raczej „strasznie” , a refleksja którą wywołała jest głęboka. Jak głęboka ?  Ano, na tyle głęboka, że na luz nie ma miejsca.

Od ośmiu lat rodzina Bartosza Orzechowskiego nie może doprosić się odszkodowania za jego śmierć. Oficer BOR zginął w 2007 roku podczas zamachu na polskiego ambasadora w Bagdadzie. Urzędnicy nie chcą jednak pomóc. - Odsyłano nas do sprawców zdarzenia, czyli do Al-Kaidy - mówi Anna Samojłowicz, prawniczka reprezentująca państwa Orzechowskich. 

3 października 2007 roku ppor. Bartosz Orzechowski ochraniał konwój z ambasadorem RP, gen. Edwardem Pietrzykiem. W pewnej chwili w kolumnę wjechał wyładowanym materiałami wybuchowymi autem zamachowiec-samobójca. Rannych zostało czterech funkcjonariuszy BOR. W wyniku odniesionych ran, Orzechowski zmarł. Po śmierci mężczyzna został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Krzyża Wojskowego oraz Gwiazdą Iraku.

            Przypadek i trochę niestandardowe zainteresowania Cezara spowodowały, że od pewnego czasu polecamy na naszym blogu książkę „Afganistan - relacja borowika”. Dla większości z nas „borowik” to facet w ciemnych okularach i spiralką za uchem, czyli 17 wcielenie niejakiego Bonda. Ale lektura ww. książki z pewnością zmieni Wasz pogląd na rolę i pracę tych „wybrańców”, którzy mają (często wątpliwy) zaszczyt ochrony naszych tzw. VIP-ów, a ich służba na misjach jest walką nie tylko z nominalnym wrogiem, ale często z tymi, którzy ich tam wysłali.
          Dlatego informacja dotycząca poległego oficera BOR , szczególnie w zderzeniu z informacją (post: a może przed Trybunałem  Stanu …..), że Rzeczypospolita zapłaciła odszkodowanie ofiarom uwięzienia i torturowania w Kiejkutach, jest dopełnieniem przez Tuska i Komorowskiego skandalu i niegodziwości zafundowanych  Polakom przez Kwaśniewskiego i Milera. 
Tych wszystkich, którzy „lekką ręką” wasalskiej moralności wysyłali żołnierzy na pustynie Iraku, w góry  Afganistanu , a dziś chętnie by ich zobaczyli na stepach Ukrainy, należy wezwać, postawić i osądzić przed obliczem NARODU (Cezar mówi, że się zrobiło to zbyt patetycznie, ale i problem jest przecież mało przyziemny). Czy się uda ? Szanse oceniam jako „marne”, ale pomarzyć chyba możemy. W poczynaniach (j)elit politycznych nie ma ani honoru, ani patriotyzmu. Nie ma też ODPOWIEDZIALNOŚCI  rządzących, nie ma SPRAWIEDLIWOŚCI dla rządzonych. 
I zasadne jest pytanie: „czy leci z nami Prokurator Generalny ?”
Cezar mówi, że leci, tylko że w klasie „busines” i niestety poważnie oderwany od rzeczywistości.
     Ciekaw jestem opinii Prezydenta Elekta w tej sprawie. Może go zapytam ?  Bo PAŃSTWO, a tym bardziej RZĄDZĄCY nim urzędnicy,  nie zasługują na szacunek, jeśli nie okazują szacunku dla żołnierskiej krwi, gdy ta przelana była z ich woli i rozkazu choćby, jak twierdzi wielu, nie do końca w słusznej, NARODOWEJ sprawie.
Cezar mnie pyta, czy i gdzie jest w tej sytuacji Konstytucja RP ? 
Cezar, oczywiście że jest, szukaj na półkach i w przepastnych szufladach sędziów i władców. Ale nie znajdziesz choćby jej śladów w realnym, codziennym Polaków życiu.
I jak tu Cezarku zachować luz i pogodę ducha ?


środa, 17 czerwca 2015

Myszka Miki i 40 rozbójników

A miało być tak normalnie……
     Mocno nadwyrężona Platforma (mało)Obywatelska, po dokonaniu niezbyt głębokiego , aczkolwiek uzdrawiającego w zamyśle samookaleczenia, przystąpiła do działań  uzdrawiających na ciele i umyśle spragnionego krwi społeczeństwa, które to jako ciemne i pomijalnie inteligentne (czyli pospólstwo) , wyartykułowało potrzebę JAKIŚ, bliżej i dalej nieokreślonych zmian. 
   Ale Cezar, który  już od rana chodził lekko smutny, ze zwieszoną głową i bez owczarkowego blasku w bursztynowych (jak niedawno ktoś określił) oczach , zakomunikował mi, że oto mamy problem. Na potwierdzenie tej nie nowej przecież sytuacji, bo problemy mamy permanentnie, pokazał aktualną informację agencji PAP/TASS/Reuters 
fotografia: archiwum TASS

16.06. Moskwa (PAP/TASS,Reuters) - Rosja wprowadzi w tym roku na uzbrojenie ponad 40 nowych międzykontynentalnych nuklearnych rakiet balistycznych i w najbliższych miesiącach wypróbuje nowy węzeł radiolokacyjny swej obrony antyrakietowej - poinformował we wtorek prezydent Władimir Putin. 
Występując na otwarciu Międzynarodowego Forum Wojskowo-Technicznego Armia-2015 w Kubince koło Moskwy zaznaczył, iż nowe rakiety jądrowe będą całkowicie odporne na wszystkie istniejące obecnie środki ich zwalczania.. Rosyjskie siły strategiczne dysponują ponad 300 bazującymi na lądzie międzykontynentalnymi rakietami balistycznymi.” 

            No to problem rzeczywiście trochę się rozrasta i wydaje się, że jest się czego bać, a przynajmniej nie należy takiej informacji zignorować. Spokojnie Cezarku, już NASI coś wymyślą, coś obiecają i zrobią jak zawsze, czyli nic lub niewiele. Najwyraźniej nie mam zbyt dużego, a nawet malutkiego zaufania do  NASZYCH, za co nie tylko wyborców Platformy przepraszam, w przeciwieństwie do p. Babci Kopaczowej. No bo, czy JAŚNIE OŚWIECONY W TWARZ KEN/MON  rozumie, co się wokół dzieje, czy ma choćby cień wiedzy i wizji (bo jakąś władzę to on ma ) co do zadań i potrzeb  nowoczesnej armii RP w  środkowej Europie i Świecie XXI wieku ?  Powiem szczerze, nie znam gościa osobiście, ale wydaje się być typowym „produktem mediów ” i na moje wyczucie stoi za nim duże NIC, co wcale nie jest dla nas pocieszające.

Cezar też nie wygląda na pocieszonego i uspokojonego, a tak naprawdę, to wręcz przeciwnie.
       A słyszałeś – spytał, KTO ma być „DRUGĄ OSOBĄ W PAŃSTWIE” ?  Cezar z rozbrajającym uśmiechem „kliknął” na ikonkę właściwego portalu i moim oczom (chyba zdziwionym ?) ukazała się fotka znanej Myszki Miki i informacja: „była rzecznik rządu uzyskała nominację PO i etatowego „TRZYLITEROWEGO języczka u wagi” na stanowisko MARSZAŁKA SEJMU RP”.
KATASTROFA .
Pytanie, na które NASI powinni sobie odpowiedzieć jest następujące: czy trudna, nieprzewidywalna sytuacja międzynarodowa, grożąca nawet otwartym konfliktem zbrojnym, w którym Polska  może nie pozostać biernym obserwatorem,  jest wg p. Babci i Gajowego wyłącznie bzdurnym bajaniem, czy realnym zagrożeniem? 
     Bo jeśli jest bajką „z mchu i paproci”, celowo skierowanym SZANTAŻEM wobec NARODU, który ma przyjąć potulnie (i regularnie płacić należne PAŃSTWU daniny !)  do wiadomości informacje o gigantycznych wydatkach  na zbrojenia (że o innych aspektach tego procederu tu nie wspomnę), to wybór Myszki Miki można starać się zrozumieć i poniekąd akceptować.
      Ale jeśli NASI uważają, że dzisiejszy Świat , w dużej mierze KREOWANY przez W. Putina, stoi przed bezprecedensowo trudnym dylematem, jeśli uważają, że owe 40 dodatkowych rakiet może zagrozić także Polsce, to wybór Miki nie jest i nie będzie usprawiedliwiony. Jeszcze tak niedawno Naczelny Łowczy RP pohukiwał, że jest jedyną naszą nadzieją i opoką, która może przeciwstawić się Carowi, on „ Bronisław stabilny i przewidywalny”. Można powiedzieć, że także i  „doświadczony” , gdyż osobiście zweryfikował sytuację, w której jako Marszałek Sejmu RP MUSIAŁ  zastąpić I osobę w RP , z czym miał jednak pewien problem, ale to już inna bajka.  
Nie jestem zbyt odkrywczy powtarzając tezę, że „CZŁOWIEK uczy się przez całe życie, tylko niektórzy zbyt wolno”. Dotychczas sądziłem , że najwolniej uczą się HISTORYCY, ale widzę,  że i PEDIATRZY  nie są gigantami w przyswajaniu prawd oczywistych.
Czy naprawdę tak trudno jest zrozumieć, że nie  o WIZERUNEK  tu chodzi, a o bezpieczeństwo  PAŃSTWA I NARODU ?
No dobrze, jestem naiwnie niepoprawny, ale tak sobie myślę, że może inaczej rozumiem pojęcie „bezpieczeństwo”, ale zdecydowanie chciałbym, aby KEN/MON i Miki wrócili do Świata bajek. I niech zabiorą ze sobą  Babcię i Gajowego, a Wilkiem zajmiemy się sami.

I tylko Cezarowi,  niewidomo dlaczego,  poprawił się nastój , przechadza się po pokojach i podśpiewuje „kawiarenki, lalala, kawiarenki, lalala” i nie bardzo wiem, czy chodzi mu o „ośmiorniczki” czy „wołowe policzki”? 

wtorek, 9 czerwca 2015

kolejny "pocałunek śmierci" , czyli wprowadzić kadencyjność "włodarzy" miast i wsi

      Jak w każdy poniedziałek Cezar zorganizował „prasówkę” ( przyzwyczajenie z nieodległych lat, kiedy na porannej odprawie u Szefa należało wykazać się właściwą znajomością spraw bieżących, a czasem ważnych). Z szelmowskim błyskiem w oku Cezar  podał mi ładnie opracowaną notatkę (margines górny 2,5 cm, margines  lewy 2,0  cm), coś  przebąkując o  kolejnych „pocałunkach” i „śmierci”, ale nie specjalnie zwróciłem na ten fakt uwagę.
 Jedną z  informacji bardzo publicznych i de facto nieco wstydliwie ukrywanych przez trójmiejskie środowisko mediokreatorów służących  jak zawsze aktualnej władzy, jest informacja o odznaczeniu p. Szczurka Wojciecha Krzyżem Komandorskim OOP. Cezar mówi, że  przyznane za „ wybitne zasługi dla rozwoju samorządu terytorialnego w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i działalności społecznej” odznaczenie jest w sposób oczywisty sprzeczne z dość istotnymi , kosztownymi i błędnymi decyzjami prezydenta m. Gdyni, ale widać „warszawka” ma inną optykę, albo jest to wyraz wdzięczności za mobilizowanie elektoratu PO przez bezpartyjnego, ale „naszego” Szczurka, który jakże szczerze odwdzięczał się za poparcie PO dla jego dalszej kariery samorządowej.
Cezar spojrzał na mnie z nieukrywaną satysfakcją odkrywcy rzeczy nieodgadnionych, wyciągnął się na kanapie i dał mi do zrozumienia, że tym razem to ja robię kawę.
Popatrz – rzekł psiak, KTO, KIEDY i DLACZEGO odznaczył litościwie (a może miłościwie) panującego w Gdyni p. SZCZURKA W. ? A i pomyśl troszeczkę i zgadnij,  KTO się z tego faktu najbardziej  ucieszył ?
I tu muszę oddać Cezarowi co Cezarskie, wykazał się bowiem owczarek znajomością rzeczy. I tak:
  •     po  pierwsze: odznaczył PRZEGRANY Prezydent;
  •      po drugie: odznaczył po KLĘSCE  całej (choć rozbitej)  Platformy małoObywatelskiej; 
  •      po trzecie: za zasługi  dla ŚCISŁEJ współpracy , czyli interesów  p. Szczurka W. z  PmO.

Zrobiłem rzeczoną kawę, ale oczekując na puszczenie pary z czajnikowego gwizdka miałem chwil kilka do zastanowienia się w materii czwartej: KTO jest zadowolony ?
Cezar, jak na owczarka kaszubskiego przystało,  rozparty na kanapie , z lekka siorbiąc  kawę, wskazał na ekran laptopa, na którym wyświetlił zdjęcia z tej podniosłej ceremonii.
 
Tylko spójrz – Cezar kontynuował narrację - na jego (tj. p. Szczurka W.) minę, czy tak  wygląda facet zadowolony, doceniony, leczący i dbający ponad wszystko o własne ego ! To prawda, na twarzy Szczurka  z miasta marzeń i słonej wody Bałtyku  widać raczej STRACH,  NIEPOKÓJ  i gonitwę myśli, wśród których dominująca była myśl:  „ jak się nie dać utrwalić z Przegranym na fotografii. Nich sobie zrobią zdjęcie samego krzyża.”  Kolejny raz rozejrzał się wokół „ Uszok z Katowic jest spoko, jemu już na niczym nie zależy. Całe szczęście, że Dutkiewicz jest  wyższy ode mnie (ale nie WIĘKSZY !), to trochę zasłoni !  Tylko dlaczego cholera ten Dudek się tak garbi, krzyża nie widział, czy co ? No, jeszcze chwila i ja tu będę najwyższy, chyba łysola  uszczypnę, to się  wyprostuje.” 
 I tu dopadła Szczurka W. taka refleksja, no, może dwie, które wpatrując się w słynny żyrandol powtarzał jak buddysta mantrę :
  • ·        oby za rok nikt nie pamiętał , kto mi nadał i wręczył odznaczenie, bo wygrać u boku Przegranego -  to klęska;
  • ·        oby za trzy lata nikt nie pamiętał, że jako BEZPARTYJNY, NIEZALEŻNY  włodarz miasta , zawsze z gorliwością wspierałem  i BEZINTERESOWNIE pomagałem ludziom Platformy (mało) Obywatelskiej, ba tak się DOGADAŁEM z  jej bar(a)onami pomorskimi.

     Odkładając kubek po wypiciu ostatniego łyka kawy Cezar jakby mimochodem rzekł: i jak widzisz, jakaś moc niebywała jest  w tych „pocałunkach śmierci ”, najpierw Tusk Komorowskiego, teraz Komorowski Szczurka, kto wie kogo jeszcze to wątpliwe wyróżnienie może spotkać?  Coś w tym jest, bo jak Komorowski  w ubiegłym roku odznaczył prezydenta Poznania, to p. Grobelny prezydentem się nie ostał. Nie  ukrywam, że  po osobistych doświadczeniach w realizacji zacnego pomysłu budowy Portu Lotniczego Gdynia-Kosakowo Sp. z z o.o p.  mamy z Cezarem o p. Szczurku W. nie najlepszą opinię.  Jest to człowiek ,  w którym skumulowała się mieszanina  wyrafinowania, inteligencji, bezwzględności  i wyrachowanego. Czysty „platformiany”  produkt mieszanki, cwaniactwa,  wiedzy i drapieżnego sprytu, a nade wszystko, człowieka przekonanego o własnej  nieomylności. W kontekście niezwykłych dokonań społecznych p. Wojciecha warto wiedzieć, że to właśnie  on osobiście  swoimi decyzjami doprowadził do niezrealizowania założonej wizji, spowodował nieuruchomienie lotniska i doprowadził w sposób świadomy do zadłużenia spółki wobec wykonawców, wyrządzając krzywdę materialną i psychiczną wielu ludziom, którzy pracowali na rzecz spółki Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo.
Dość niedawno Cezar przeglądał „Alfabet mafii” i dalibóg p. Szczurka tam nie znalazł.  Ale nie oznacza to ,że w działaniu Obywatela Szczurka W.  nie odnajdujemy zachowań typowych dla postępowania rzezimieszków i gangsterów. No bo dla przykładu: przy pełnej wiedzy o bieżących finansach spółki Port Lotniczy Gdynia-Kosakowo (non stop 2 audytorów), oczekiwał wykonania (zawarte umowy) na rzecz spółki prac, usług i dostaw wiedząc, że nie dokona za nie zapłaty . Jest to klasyczny przykład nieuczciwego finansowania własnej (w tym wypadku samorządowej)  inwestycji kosztem wykonawców, usługodawców i dostawców.
Ciekawy jest tez wątek majątku p. Szczurka W. opisywany m.in. w trójmiasto.gazeta .pl z dnia 08.11.2013 r. Otóż p. Szczurek W. wzorem najbardziej znanych i uznanych nazwisk gangsterów III Rzeczypospolitej,  nie posiada wielomilionowego majątku (czytaj: nie musi go publicznie okazywać w orzeczeniach majątkowych), który to tak naprawdę posiada i używa, jak na dr nauk prawnych przystało. „Apolityczność” p. Szczurka W. o tyle jest mu na rękę, że żadna „opcja” (a przykleja się do każdej !) polityczna nie jest zainteresowana wyjaśnieniem tego fenomenu biznesowego. Czy zatem można liczyć na NIK, który  zaproszony przez p. Biedronia zechce sprawdzić kulisy zbędnego spółce i kontrowersyjnego zakupu nieruchomości Zielona 41 lub rozliczeń (o ile istnieją) wydatków na imprezę prywatnego przedsiębiorcy i właściciela firmy AlterArt.

Przykład „niezatapialnego” na urzędzie prezydenta Gdyni p. Szczurka W. potwierdza konieczność realizacji pomysłu ograniczenia ilości kadencji „władców” miast i miasteczek , którzy za publiczne pieniądze , przy odrobinie inteligencji i jednoczesnym braku zdolności do samooceny, otoczeni służbą, lokajami i kamerdynerami, staja się największą przeszkodą dla innowacyjnych pomysłów i działań rozwojowych lokalnych społeczności.